Parametryka .14

Wbrew temu, co jego podopieczni wypisywali na ławkach, kafelkach łazienek i cegłach placówki, Rikard Ruhler – dyrektor RESCO7 – nie był mega kutasem. Można by nawet powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Była z niego mega cipa i Judikay nie bała się nadchodzącej konfrontacji, zwłaszcza że wciąż czuła w sobie moc cyklopa. Oczywiście nie zamierzała u dyrka się z nikim bić, ale w żyłach krążyło jej dość dopalacza, że gdyby trzeba było się ratować, cisnąc grubą ściemę, gotowa była wyprodukować mowę obronną godną zawodowej mecenas przed Trybunałem.

Mimo to zerkała ukradkiem w stronę podejrzanie milczącego garveya, próbując ustalić, czy miał może okazję zebrać feed z ukrytej gdzieś w kiblu kamery, o których krążyły w szkole ploty.

Szli tak chwilę korytarzem i oto, proszę, miała przed sobą drzwi do gabinetu. Dobrze jej znane, ale tylko z zewnątrz, bo to był jej pierwszy raz. Do tej pory, jakimś cudem, nikt jej jeszcze do środka nie zaprosił.

– Wchodzisz ze mną? – zapytała garveya tak niby żartobliwie.

Odmówił powolnym ruchem głowy. Wskazywał drzwi manipulatorem uprzejmie i nieubłaganie.

– Okej. Nie, to nie.

Stanęła przed skanerem, pozwalając, by musnęła ją wiązka biometroskopu. Coś tam dingnęło i drzwi otworzyły się wkrótce po odczycie.

– Powodzenia – szepnął garvey.

Skubany pokazywał jej dwa palce ułożone w literę „V” jak „Victory„.

Nie zdążyła przeprocesować tego dziwnego obrazu, zanim drzwi zasunęły się za nią z cichym jękiem.

Reklamy

W biurze dyra było biurko, a za biurkiem biurokrata. Facet z nominacją na właściciela najbardziej pomarszczonego czoła e v e r. Nosił okulary, miał krzywo zawiązany zielony krawat i niedopraną plamę po musztardzie na koszuli w kratkę. Na biurku stał kubek jego przestygłej czarnej kawy z pakietu podstawowego i niedojedzona kanapka z szynką, oczekująca na swój finał w ogrodzonej białą brodą paszczy, ale pan Ruhler nie interesował się nią obecnie.

Przytakiwał czemuś, co słyszał tylko on w słuchawkach wpiętych w odstające prawie pod kątem prostym uszy. Gdy zarejestrował wreszcie obecność Judikay w swoim gabinecie, uśmiechnął się do niej z łagodnością sztucznej szczęki i wskazał palcem krzesło naprzeciwko.

– Tak. Jasne… Proszę sekundę poczekać. Przejdziemy na głośnik – powiedział. – Słychać mnie dobrze?

– Doskonale – odezwało się biurko.

Szara listwa biegnąca przez blat musiała maskować zestaw konferencyjny. Rzadko spotykało się coś takiego w dobie callów holo. Najwyraźniej ktoś zażyczył sobie taki mod do biurka z litego drewna, o wyglądzie dość zaniedbanym i przestarzałym, ewentualnie klasycznym, przy odrobinie fantazji.

– Właśnie dołączyła do nas uczennica, o której mowa. Przedstaw się proszę, dziecko – polecił dyrektor.

Niezręczność całej sceny odrobinę wiązała jej język, ale przemogła się.

– Dzień dobry… To ja, Judikay Malla.

Na twarzy dyrektora dostrzegła wyraźną ulgę. Wdzięczność, że zachowała się w cywilizowany sposób. Postanowił nie czepiać się jej łamiącego zasady placówki agresywnego makijażu – nie wspominając o żelastwie w jej nosie, policzkach, wardze i brwiach. Znał starą maksymę: nie oceniaj książki po okładce. Stać go było na kredyt zaufania wobec uczennicy, aczkolwiek same książki czytał raczej sporadycznie.

– To dla mnie zaszczyt, panno Malla. Nazywam się Clark Qistas i poprosiłem o nasze spotkanie pana Ruhlera – odpowiedział głos z biurka, który pod wpływem synestetycznego odurzenia cyklopem wydawał jej się idealnie słono-karmelowy. – Obaj jesteśmy pod wielkim wrażeniem twojego wyczynu.

Pod wrażeniem? Antypatia wobec Amber musiała mieć całkiem spory zasięg, skoro sponiewieranie jej w kiblu zaimponowało jakiemuś koleżce dyrektora. Przez głowę przemknęła jej taka myśl, ale nic nie powiedziała, tylko spojrzała pytająco na dyrektora.

– Gratulują ci zdobycia punktu statusu – pośpieszył z wyjaśnieniami Ruhler. – Taki sukces to wielkie osiągnięcie dla ciebie i dla naszej placówki!

Najchętniej przeczekałaby w milczeniu, aż Ruhlerowi zelżeje ten nagły skok entuzjazmu. Niestety facet się zapętlił i dawał energiczny sygnał dłonią, żeby koniecznie coś powiedziała.

– Dzięki…?

Nie za bardzo rozumiała, czego, w całym tym ultra zentropizowanym wszechświecie, mogły od niej chcieć te dwa podejrzanie życzliwe białasy. Co im do jej statusu? Chyba że to o tym wspominała jej rano Diz? Czy jak się do nich teraz zacznie ładnie uśmiechać, to będzie stempelek i adios, RESCO?

– Kiedy to my tobie dziękujemy, Judikay – odpowiedział Clark. Nie potrafiła go sobie dokładnie wyobrazić, ale czuć było od niego garniak. Taka ciepła maniera zdradzała gładkiego boya po korpowarsztatach w duchu namaste. Milutki wyczaruje ci wszystko, ale podpadnij mu, a nie odpuści. Takie siuśki często padały czyimś łupem w splocie. Mikroagresje, hasztaganki, zakusy do podopiecznej/podopiecznego. Idealnie pod extorcik. – Kontaktuję się w imieniu ℘Reach.out, z działu client-service-experience. Twój sukces, jak już dyrektor wspomniał, jest powodem do radości twoim, dyrektora, ale również i naszym. Tak się składa, że szukaliśmy okazji do wypromowania naszego serwisu i powiem wprost: tak świetnego dopasowania mentora do użytkowniczki nigdy jeszcze nie mieliśmy.

Algorytm slaby, to czego oczekiwal? Paszoł-won, amator!

Ej, ej! Ciiiicho tam, chochliku. Nie wyskakuj tak znienacka. Tutaj to nie byle sprzeczka z Amber, okej? Trzeba się skupić…

Da, da. On suodzi, doczeńka, urabia. Ty nie pazwalaj!

Łał, serio? No i co, że słodzi? Nie dokazuj mi tu i słuchaj się mnie, jasne? Pomóż skumać, czego ci tutaj ode mnie chcą.

Haraszo.

– Słychać mnie? Halo? Przerywa coś?

– Nie, nie. To znaczy tak, słychać. To znaczy, my tu wciąż jesteśmy na linii – zareagował Ruhler. – Judikay z pewnością chciałaby poznać szczegóły pańskiej propozycji, tylko jest trochę onieśmielona. Prawda, dziecko? Chciałabyś się dowiedzieć czegoś więcej?

Zrobiła minę mającą wyrazić umiarkowane zainteresowanie i mruknęła coś niewyraźnie.

– Wspaniale! Judikay, tak w skrócie, proponujemy ci udział w naszej kampanii medialnej w splocie. – Qistas przeszedł w tryb sprzedawcy. – Będzie to coś bardzo teraz na czasie. Stworzymy ujęcie narracyjne i umieścimy cię w centrum uwagi. Judikay Malla i świat jej oczami. Zarysujemy kontekst, a w kolejnych streamach pokażemy, jak twoje doświadczenie z serwisem doskonale ilustruje to, w czym ℘Reach.out usiłuje się specjalizować i wyróżnić na tle konkurencji. Bo my targetujemy osoby najbardziej w potrzebie, ale promujemy, przede wszystkim kejsy, w których szansa skutecznej pomocy jest największa, rozumiesz? Nie da się pomóc wszystkim. Można jednak skupić się na osobach, które z oferowanej pomocy są w stanie skorzystać najlepiej. Takich jak ty. Chodzi głównie o to, żeby ci, którzy się tym contentem zainteresują, zobaczyli, jak skutecznie wdrożyliśmy nasz algorytm i jak szybko dało to tak pozytywny efekt jak wzrost twojego statusu.

Wysłuchała tego korpobełkotu z godną podziwu cierpliwością. Lecz z każdym jego słowem narastała w niej potrzeba zagrania w tej partii kartą chaosu. Musiał to być wpływ cyklopa, który siedział cicho i komasował input, aż w pewnej chwili przypomniał o sobie, wtargnął w jej myśli i drażliwe pytanie wyszło z niej, jak wypchnięta z rany drzazga.

– Wam chodzi o mnie czy o Saneya?

Ruhler cofnął zdziwioną gębę, demonstrując przez chwilę pełne gabaryty swojego podwójnego podbródka. Pytanie było ostre i mocno nadszarpnęło bawełnę, w którą Clark owijał swój pitch. W milczeniu wyczekiwali reakcji zaskoczonego korposa.

– Pardon? – odezwało się w końcu biurko.

– Judikay pytała, czyje dopasowanie w tym przypadku było lepsze – wtrącił Ruhler, z pewną siebie miną rozmijając się z prawdą. – Czy jej do mentora, czy może raczej mentora do kandydatki?

– Doskonałe pytanie. Akurat w tym przypadku można uznać, że z której strony by na to nie spojrzeć…

– Nie o tym mowa – wystrzeliła Judikay. I znowu usta miała szybsze niż myśli.

Dawaj, dawaj!

Moment, demonie! Daj się zastanowić.

Dumała będzie, a tu nje ma co. Dawaaaj, wali go w samo sedno.

Zwolnij. ZWOLNIJ… Z W O L N I J !

Zacisnęła dłoń dyskretnie, ale mocno, wbijając sobie paznokieć kciuka w palec wskazujący. Poskutkowało. Pod wpływem bólu cyklop wyhamował i mogła świadomie złożyć pełne zdanie.

– Wasz serwis chce dotrzeć do najbardziej potrzebujących, tak pan powiedział? – spytała.

Po stronie Qistasa dał się słyszeć szelest. Pomyślała, że może postanowił zaangażować się odrobinę bardziej w rozmowę, a nie przejechać przez nią na autopilocie.

– To nasza misja – odparł i nie był już wcale taki cukierkowy. – Dotrzeć do nich i pomóc im zrealizować drzemiący w nich potencjał.

– Podobnym zagadnieniem… identyfikacji dzieciaków w potrzebie zajmował się kiedyś mój mentor Jacob Saney, jako współtwórca ℘AngstAgainst, prawda?

– Skąd o tym słyszałaś? – spytał Clark. – Pan Saney wspominał o tym w trakcie waszej sesji? Nie mam tego w raporcie.

Ciiiicho! Kurde…

Ale cyklop miał rację. Powinna była ugryźć się w język.

Ajjjjjć. Abort, doczka! Abort.

Spojrzała ukradkiem na dyrka. Wyraźnie pogubił się w rozmowie i raczej nie przyszło mu do głowy podejrzenie, że Judikay przed chwilą pochwaliła się wiedzą, którą mogła zdobyć jedynie dłubiąc przy profilu Jacoba wyłomami sploterskimi. Wspomniana nazwa serwisu mogła mu jednak coś mówić, o ile nie był totalnym pedagogicznym abnegatem, na co, póki co, dowodów jeszcze nie przedstawiono. W każdym razie nie powinna była się aż tak przed nikim odsłaniać.

A tam, kontruj! Dawaj!

– Nie. Pan Saney… nie wspominał. Dowiedziałam się sama.

Zrobiła poważną minę i celowo zbyt długą pauzę.

– Pan dyrektor wie i pan może również, panie Qistas, że pochodzę z rodziny, gdzie warunki są trochę… no, słabe. Tata odszedł od nas, gdy byłam mała. Było mi trudno. Zanim trafiłam do RESCO, szukałam pomocy wszędzie. Także tam, gdzie nie powinnam może była się zapuszczać… Natrafiłam w końcu na ℘Reach.out i jestem za to wdzięczna, bo dalsze szukanie przestało być konieczne.

Kruto! Namasuj mu ego, nacyeraj!

Kurwa, zamknij się!

OstrożnoNa głos palnye i wstyd budiet.

Rzeczywiście prawie warknęła. Cyklop ją rozproszył i na moment wyszła z roli. Zamaskowała reakcję odchrząknięciem, małym: przepraszam i prośbą o łyka wody. Ruhler wstał od biurka i bujając się jak pingwin dotarł do małego barku. Odkapslował i wręczył jej butelkę niegazowanej, po czym klapnął na fotel.

– Dziękuję. – Przełknęła i uśmiechnęła się z wdzięcznością. – Tak… szukałam wtedy i… Trafiałam w takie oplotki, że niby coś podpowiadały, do kogo apelować, ale ciężko o taką pomoc w splocie… Ktoś, gdzieś, kiedyś wymienił ℘AngstAgainst. Działało krótko, ale ludzie chwalili. I że niby mirrory tego miały jeszcze istnieć. Więc poszłam za ściegiem, ale to były jakieś fejki. Bałam się tam wchodzić, bo bym mamie terminal zawirusowała. Dowiedziałam się jednak czegoś. Jeden kolo na grupie bardzo agresywnie wypominał, że to Saney i Keller stali za AA, a nie ci… Eeee, jak im tam było? O, rany, zapomniałam już… Ci, co sforkowali betę, żeby opchnąć to RESCO… Pan dyrektor z pewnością wie?

Wywołany nagle do odpowiedzi Ruhler zrobił minę człowieka złapanego na dłubaniu w nosie.

– Ehem. Kojarzę. Kojarzę, ale to chyba bez znaczenia, dziecko. To było bardzo dawno temu. Nie wiem, gdzie ty o tym czytałaś. Musiało to jednak dotyczyć czasów, zanim placówki RESCO przeszły reformę.

– Aha. Skoro pan dyrektor tak mówi – mruknęła, skromnie opuszczając wzrok. – Po prostu zapamiętałam ten szczegół. No i nazwisko mi się skojarzyło. To tyle.

– Niesamowite. Wręcz niebywałe, Judikay, jak pełna zwrotów akcji jest twoja historia! – podjarał się Qistas. – Na pewno będziemy chcieli wpleść to w naszą narrację. Niektórzy z pewnością dostrzegą w tym rękę przeznaczenia. Nie ukrywam, jak bardzo mnie cieszy, że właśnie dzięki serwisowi ℘Reach.out miało ono szansę was połączyć.

– Mm-hmm, przeznaczenie jak nic – odparła. – A pan nic nie wiedział? O moim mentorze i jego roli w AA?

– Rzeczywiście pan Saney był architektem takiego serwisu. I cieszymy się bardzo, że zarejestrował się akurat u nas po tylu latach braku aktywności zawodowej w tej wyspecjalizowanej dziedzinie splotu.

– Ja przepraszam najmocniej, ale co to właściwie ma wspólnego z moją placówką? – odezwał się dyrektor, marszcząc jeszcze mocniej swoje mopsowate czoło. – Trochę chyba odbiegliśmy tutaj od tematu.

– A, tak, panie Ruhler, rzeczywiście. Już tłumaczę. Generalnie chcemy, żeby wokół tego, co dzieje się w pańskiej placówce i w życiu uczennicy korzystającej z ℘Reach.out stworzyć program, takie hmm… slice of life. Kilka odcinków, głównie wywiadów z Judikay, z panem też, z kolegami, koleżankami. Kilka scenek, jakieś tło, coś o rodzinie może, coś o zainteresowaniach. Jest trochę czasu do egzaminów stanowych. Coś byśmy z tego fajnego zmontowali. Na pewno uda nam się stworzyć jakiś chwytliwy content. Chodzi głównie o to, żeby dokumentować twój progres, Judikay, bo my tu bardzo w ciebie wierzymy i w sparowanie z panem Saneyem. To naprawdę niepowtarzalna okazja.

A ona szto na tym zyska?

– A ja co będę z tego miała?

Poziomy się wyrównywały. Zaczynała z cyklopem mówić jednym głosem.

– Bardzo zasadne pytanie – odparł Qistas. – Oferujemy ci wszelkie wsparcie ze strony ℘Reach.out w twoich wysiłkach skutkujących ostatecznie, miejmy nadzieję, osiągnięciem statusu wybitnej absolwentki programu RESCO. Ale powiedz sama, co chciałabyś jeszcze uzyskać w wyniku naszej współpracy?

– Przepraszam, czy mogę poradzić się pana dyrektora?

– Ależ oczywiście.

Spojrzała na Ruhlera, ale nie mówiła nic, dopóki nie skapnął się, że chciała, aby wyciszył na chwilę mikrofon.

– Panie Qistas, na sekundę wyjdziemy z trybu konferencji – powiedział Ruhler i pacnął przycisk, wyciszając mikrofon, ale i tak mówił dalej szeptem. Pewnie zdarzyło mu się zostawić kiedyś mikrofon aktywny przez pomyłkę. – Judikay, to bardzo dobra okazja dla ciebie. Powinnaś dostosować się do propozycji, którą otrzymałaś i nie wydziwiać. Taka jest moja rada.

Zrobiła zatroskaną minę.

– Panie dyrektorze, ale im wcale nie chodzi o mnie.

– Jak to?

– Im chodzi o Jacoba Saneya, mojego mentora. Chcą go podebrać Cygnescue. To się często w korpo zdarza. Wszyscy jadą na podobnym statusie, więc jedyne co możesz zrobić, żeby kogoś przekupić, to dać mu silniejsze poczucie misji…

– Cygnescue? A co to jest? Ich konkurencja?

– Nie do końca. Tak jakby inna branża. Ale wie pan, fachowców jest mało. Tych najlepszych trzeba kraść.

Dyrektor spojrzał na nią po raz pierwszy z wyrazem autentycznego zainteresowania, a nawet uznania, chociaż musiał przez to wyjść zza fasady gapowatego dziadka. Niechętnie, bo fasada ta sprawdzała się i oszczędzała mu na co dzień wielu poważnych rozmów dotyczących obowiązków służbowych. Jednak to dziecko zaskakiwało przenikliwością odbiegającą znacznie od reszty przeciętniaków z RESCO.

– Czyli to jakieś korporacyjne szpiegostwo – stwierdził, czerwieniejąc na twarzy. – Chcą, żeby przeszedł do nich i przeniósł swoje doświadczenie, tak? I dlatego nam zawracają gitarę?

– Dokładnie.

– No to bardzo nieuczciwie sprawa postawiona wobec ciebie. Chętnie bym mu wygarnął za takie machinacje, ale… – Oparł się w fotelu i skrzyżował palce na brzuchu. – Zastanówmy się nad tym chwilę, Judikay. Niezależnie od ich motywacji dla ciebie jest to całkiem korzystna propozycja. Nie przeczę, wykorzystywanie twojego wizerunku w ich kampanii będzie mocno inwazyjne, ale ostatecznie wszyscy jesteśmy na co dzień rankowani, rozumiesz, dziecko? Na tym polega ten system. Udział w takim programie wpłynie pozytywnie na twój status. A że mi osobiście bardzo zależy, żeby moi uczniowie wychodzili stąd z wyższym współczynnikiem integralności niż przychodzą, zachęcam cię, żebyś z tej szansy skorzystała. Będę miał na wszystko oko, nie martw się. Jeśli z czymś przegną, będę interweniował.

Uśmiechnęła się i grzecznie pokiwała główką. Bomba. Tego ci trzeba, Judikay. Gał dyrektora skupionych na twojej skromnej osóbce.

– Panie dyrektorze, jeśli pozwoli mi pan, pogadam z nim po swojemu. Proszę mnie tylko źle nie oceniać. Z nimi trzeba twardo.

– Dobrze – mruknął Ruhler. – Ostrzegam jednak, jeśli zaczniesz mi tu przeklinać, to ja cały ten temat zakopię i niech szukają sobie kogoś innego.

– Nie będę wulgarna. Obiecuję.

– Okej – powiedział i wcisnął przycisk. – Już jesteśmy z powrotem. Judikay ma kilka uwag, którymi chce się z panem podzielić.

– Jasne, wal śmiało, Judikay – odparło biurko.

– Panie Qistas, proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale oto, co się stanie, jak ja zgodzę się, na to, co pan proponuje. Po pierwsze, mój mentor sam będzie musiał wyrazić zgodę na udział, prawda? Nie obsadzicie w jego roli jakiegoś stokowego ziomka, tylko zaangażujecie mojego gościa, co nie?

– To wszystko zależy. Rzeczywiście musiałby wyrazić zainteresowanie udziałem w przedsięwzięciu. W przeciwnym razie będziemy musieli materiał trochę… dostosować. Liczymy, że się zgodzi.

– Jasne. Załóżmy, że tak. Wy znacie jego background, co nie?

– Oczywiście. Każdy z mentorów jest dokładnie weryfikowany, zanim wejdzie w interakcję z kandydatami.

– Wiecie więc, że Saney pracuje dla Cygnescue. I że zajmuje się niezbyt przyjemną robotą. Ludzie mu się zabijają, gdy z czymś nawali. Ale projektował kiedyś ℘AngstAgainst. System całkiem podobny do waszego.

– Nooooo… nie do końca.

– Czy aby na pewno?

– To znaczy… odrobinę. Jakiś podzbiór bazowej funkcjonalności, być może.

Uśmiechnęła się zadowolona. Boom, Judikay. Jesteś w środku.

– Wiadomo. A wam właśnie w tej bazowej funkcjonalności przydałoby się trochę usprawnień, co nie? A Saney to taki ekspert. Byłoby mega, gdyby kolo nie tylko poszedł w mentorowanie z Reach.out, ale nawet – uwaga – zajarał się na tyle, żeby pracować nad samą platformą! Prawda, panie dyrektorze?

Ruhler uśmiechnął się.

– Całkiem możliwe, moje dziecko – powiedział.

– Tylko problem w tym, jak takiego zajumać, żeby odszedł z projektu? Nie robi tego dla statusu, co nie? Chodzi o coś więcej. Jak tu niby obejść powołanie? Może się nie da? A, już wiem! – Klasnęła w dłonie. – Panie Qistas! Dobrać mu trzeba pod mentoring jakieś beznadziejnie skwaszone dziecko. Byle jednak takie, że z Saneya pomocą wybrnie z tej kupy, co nie? Przepraszam, brzydkie słowo. No ale, rozumie mnie pan? Takie, które skończy z wynikami egzaminów bez obciachu. I z pięknie poprawionym statusem. To będzie takie turbo dla gościa ego. Ten haj, ta pasja, ta satysfakcja z pracy z dziećmi, co nie?

Teraz to ona sprzedawała. Wstała z krzesła i nawijała, żywo gestykulując, mimo iż tylko Ruhler siedział na widowni. Qistas słuchał albo nie, ale nie przerywał.

– Taki napalony inżynier zacznie w końcu węszyć, czy czegoś w samym serwisie nie dałoby się poprawić. Utrzymasz tak jego uwagę przez kilka sesji, to na pewno zacznie dłubać. Zgłosi kilka usterek. To już jest haczyk. Laska na helpdesku będzie mogła go urabiać: „pan to niesamowicie spostrzegawczy”, „te sugestie, ach, takie trafne”, „doceniamy że poświęca pan czas, pomagając ulepszyć usługę”…

– Przepraszam cię, Judikay, ale wykraczamy mocno poza zakres naszej… inicjatywy. Podoba mi się, że potrafisz tak abstrakcyjnie myśleć o serwisach w splocie, ale wolałbym wrócić do sedna sprawy.

– Ups. Przepraszam, panie Qistas. Rozpędziłam się. No dobra, przejdźmy do konkretów. Prosty układ. Ja będę tym dzieckiem. Pomogę wam zwerbować Saneya. Odbębnię z nim tyle sesji, ile będzie trzeba. Wy możecie zrobić z tego show, nie ma problemu. Niech się pan nie boi. Już ja zadbam o to, żeby facet poczuł się baaardzo zaspokojony w swoim poczuciu misji.

Dyrektor spojrzał na nią zaniepokojony. Nie przeklnęła, ale jej ton zalatywał czymś nieprzyjemnym. Odzywał się w nim instynkt pedagoga nakazujący to zakończyć. Wyczuła to. Rzuciła mu uspokajające spojrzenie, sugerujące, że to tylko teatr, improwizacja. Żeby nie brał jej zachowania na poważnie. Sięgnęła po ołówek i napisała na kawałku papereco, w które wcześniej zawinięta była kanapka:

GARVEYE NAJNOWSZE – JAKI MODEL?

Reklamy

Nie zrozumiał. Przewróciła oczami, robiąc zniecierpliwioną minę.

Rzeczywiście pogubił się. Zaczynało go to wszystko irytować. Za długo to się ciągnęło. Jego dłoń powędrowała znowu do przycisku wyciszania mikrofonu, ale Judikay potrząsnęła stanowczo głową. Palcem prawie mu groziła: nie wolno. Cofnął rękę kompletnie zdezorientowany.

– Musiałabyś się nie tylko przykładać do każdej sesji, a o punktualności to już nawet nie wspomnę – odezwał się Qistas po chwili namysłu. – Ale też przypilnować, żeby on w niczym się nie zorientował. Saney musi czuć, że to wyszło od niego, rozumiesz? Inaczej mi go spłoszysz.

Judikay i Ruhler wymienili się spojrzeniami. Wzrokiem szukała potwierdzenia: a nie mówiłam? Dyrektor przytaknął, choć zaskoczyło go, że korpos tak nagle porzucił fasadę, zapominając chyba, że w rozmowie uczestniczy, jakby nie patrzeć, funkcjonariusz publiczny.

– Niech pana głowa nie boli – odparła, czując rozsadzającą jej klatę pewność siebie. – Oczywiście byłoby mi to wszystko dużo łatwiej ogarnąć, pracując z terminalem lepszej klasy. Wie pan, ten mój jest kiepski. Stary, ma różne problemy techniczne… W trakcie pierwszej sesji z Saneyem miałam wrażenie, że w każdej chwili sesja się zerwie.

– O, z tym to nie będzie problemu. – Qistas rozluźnił się, słysząc, że Judikay przeszła do stawiania warunków. Ucieszył się, że zaczęła mówić w znanym mu narzeczu. – Da się załatwić. Idealna okazja do kopromocji i ładnie wplecie się w narrację. Nie możemy oczywiście przesadzić, żeby nie wyszło na jakiś faworyzm, ale, uwierz mi, będziesz zadowolona.

– Elegancko. To by była jedna sprawa…

– Zanotowane. Coś jeszcze?

– Nasz klasowy garvey. – Spojrzała na dyrektora. – Mamy tutaj bardzo solidnego nauczyciela w RESCO. I szkoda patrzeć, jak się marnuje. Cały mój sukces z uzyskaniem punktu statusu – to było możliwe tylko dlatego, że nasz garvey był wystarczający bystry, żeby połapać się, o co biega, rozumie mnie pan? Ale to jest model starszej generacji i bardzo by mi zależało, żeby ℘Reach.out postarało się o środki na jego modernizację.

Ruhler kiwnął głową na znak, że spodobał mu się ten pomysł.

– Muszę się zastanowić. Zwykle nie współpracujemy z placówkami RESCO aż tak blisko.

– To nie jest znowu takie niespotykane, panie Qistas, jak mogłoby się wydawać – dyrektor przypomniał o sobie urzędowym tonem. – Istnieją precedensy tego typu współpracy. Na przykład nasze chefboty są wszystkie zasponsorowane przez Solicar. Muszą, co prawda, emitować na swoich panelach ich reklamy, ale my nie wnikamy w ich treść. Sam pan mówił, że dobrze skorzystać z okazji do kopromocji, gdy taka się nadarza.

– Będę musiał poruszyć to na spotkaniu. Teraz nie powiem, czy to możliwe.

– Na pewno się pan postara – powiedziała Judikay. – Pan dyrektor ma nawet w głowie konkretny model, prawda, panie Ruhler?

– Mark Five Livingstone Signature Edition najlepiej – Ruhler zadeklarował bez zająknięcia. – Ewentualnie czwórka.

– O, tak! – Zachwyciła się, jakby miała dostać zaraz najlepszy prezent na świecie. – Już się nie mogę doczekać, panie Qistas! Zapowiada się niesamowita przygoda.

– Wspaniale. Świetnie się z wami pracuje. Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia – odparł. – Ode mnie to tyle. Judikay, spodziewaj się wiadomości od naszego działu AZZI z kontraktem. Dasz go mamie do podpisu i jestem pewien, że wywiążesz się z niego znakomicie.

– Mojej mamie? – zapytała, tracąc na moment pewność siebie.

– Tak. Albo innemu opiekunowi prawnemu. Czy to będzie problem?

Ruhler wychwycił drobną zmianę w wyrazie jej twarzy. Na moment wyglądało, jakby zgubiła język i myślami przeniosła się w jakieś nieprzyjemne miejsce. Odkaszlnął cicho w pięść i to wystarczyło, żeby przywołać ją z powrotem.

– Nie. Nie będzie – powiedziała.

– Świetnie. No to jesteśmy w kontakcie. Trzymajcie się.

Biurko wydało z siebie przyjemny dżingielek sygnalizujący koniec rozmowy.

Odetchnęła głęboko i rozsiadła się na krześle wyczerpana, jakby przebiegła przed chwilą maraton. Po chwili przyszło rozbawienie. Zakryła usta, próbując się nie roześmiać, ale spojrzała na minę dyrka, no i nie udało się. Wybuchła szczerą salwą, jakby wywinęła najlepszy dowcip w życiu.

Dyrektor generalnie czuł się dużo lepiej, brodząc w znanym mu mdłym bajorku codziennych interakcji należących do obowiązków naczelnego placówki RESCO. Ale teraz też miał całkiem dobry humor i uśmiechał się szeroko. Chyba po raz pierwszy wyszedł z tego typu rozmowy, nie czując się jak zdeptana guma na podeszwie buta jakiegoś o połowę o niego młodszego korpola.

Reklamy

Submit a comment

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s